Co roku obiecywałam sobie, że tym razem przed Świętami przeczytam „Opowieść Wigilijną” i co roku mi nie wychodziło. Znałam oczywiście tę historię bardzo dobrze z bajek i filmów na podstawie opowiadania, nie od dziś jednak wiadomo, że lektura to co innego. W tym roku znów miałam takie postanowienie, zwłaszcza z uwagi na akcję #CzytamDickensa, ale niestety czas mnie pokonał. I kiedy dziś skończyłam w końcu „Olivera Twista” (którego tak naprawdę czytałam dwa dni, bo przed Świętami przeczytałam trzy rozdziały, a potem nie miałam czasu na powrót do lektury aż do wczoraj) pomyślałam sobie, że trudno – może i jest już po Świętach, ale choinka wciąż się świeci i wciąż słychać kolędy, zatem biorę się do lektury.
W tym miejscu muszę się przyznać, że zawsze myślałam, że Dickens napisał tylko jedną Opowieść Wigilijną – tę znaną wszystkim historię o Ebenezerze Scrooge’u. Bardzo się zdziwiłam, że tak naprawdę opowieści wigilijnych autor stworzył kilka, a pod tą nazwą zagościła w naszej świadomości najpopularniejsza z nich – „Kolęda prozą”. Po dzisiejszej lekturze, planuję już poszukiwanie i zakup całego zbioru Opowieści Wigilijnych, które ukazały się w Polsce w 1958 roku.
Fabuła opowiadania jest znana pewnie każdemu dziecku i dorosłemu na świecie. W dniu Wigilii Bożego Narodzenia, Ebenezer Scrooge, chciwy, samotny i nienawidzący wszystkich wokół finansista, zostaje nawiedzony przez ducha swojego nieżyjącego partnera w interesach Marleya. Zjawa, powłócząc ciężkimi kajdanami, kaja się przed byłym współpracownikiem i opowiada mu o mękach, które po śmierci wciąż jej towarzyszą, a także zapowiada, że Ebenezer przez trzy kolejne noce zostanie nawiedzony przez trzy zjawy, które być może (oby!) spowodują zmiany w zachowaniu, życiu i losie po śmierci finansisty.
Zgodnie z zapowiedzią Marleya, Scrooge przez trzy noce, następujące po sobie magicznie bez chwili przerwy, jest nawiedzany przez zjawy. Są to duchy Przeszłych, Tegorocznej i Przyszłych Wigilii. Widma te ukazują bohaterowi kolejno jego losy, od dzieciństwa, przez szczęśliwe lata młodzieńcze, do postępującego osamotnienia powodowanego rosnącym skupieniem się na pieniądzach. Następnie oczom Scrooge’a ukazuje się teraźniejszość i to, jak jest jest postrzegany przez jedynego krewnego oraz na jaki los skazany jest jego, Scrooge’a, pracownik. W końcu Ebenezer dowiaduje się, jak jego śmierć wpłynie na losy innych ludzi. Pod wpływem tych wizji bohater ulega przemianie. Budzi się w nim współczucie i radość życia. Przypomina sobie dawne wartości i postanawia kompletnie zmienić swoje życie.
„Kolęda” to przykład apelu do bogaczy, którym Dickens chciał obudzić uczucia i doprowadzić do zmniejszenia nierówności panującej w społeczeństwie angielskim. Ale przede wszystkim jest to ponadczasowa opowieść o podstawowych zasadach moralnych, którymi powinniśmy się kierować w życiu. Dickens naucza, że nasze zachowanie ma ogromny wpływ na innych i że mamy władzę wpływania na ich nastrój i życie – zwłaszcza jeśli jesteśmy pod jakimś względem w wyższości wobec nich, np. jako pracodawcy. Pokazuje również, że inteligencja to nie tylko mądrość, ale też umiejętność właściwego widzenia i interpretowania otaczającej nas rzeczywistości. Wskazuje na dwa największe nieszczęścia ludzkości – ciemnotę i nędzę – i uczy, że nie możemy zezwalać na ich istnienie, musimy walczyć z nimi każdym dostępnym środkiem. A także pokazuje, że należy być wiernym sobie. Nie należy zwracać uwagi na to, że inni się z nas śmieją, ponieważ nie widzą oni jeszcze sensu naszych działań.
Abstrahując od ogólnego wydźwięku „Kolędy”, który mówi o tym, że należy być współczującym, działać na rzecz potrzebujących oraz że możemy w każdej chwili zmienić swoje życie, powyższe nauki to cztery największe lekcje, jakie wyciągnęłam z dzisiejszej lektury. Ale jestem pewna, że za rok przeczytam ją ponownie i znajdę w niej coś jeszcze, za rok znowuż i tak za każdym razem. Bo jest to jedna z tych historii, które jak drogowskaz wskazują drogę do celu, ale przy okazji podróży zawsze stwarzają okazję do dostrzeżenia czegoś nowego.